Stało się. Dzisiaj pierwsza z zamówionych przeze mnie glinek (2x50 g) zagościła po raz ostatni u mnie na twarzy. Powiem wam, że baaaardzo polubiłam tę formę maseczkowania i wątpię abym kiedykolwiek wróciła do tradycyjnych masek chociaż z takich glinkowych to mam ochotę na John Masters Organics z glinką marokańską i Phenome na bazie białej glinki. Oba te produkty są przeznaczone do cery tłustej i zanieczyszczonej. Dodatkowo zawierają oprócz bazy glinkowej inne składniki dlatego mam na nie ochotę.
Cena
zależy od pojemności, ale nie jest to duży wydatek za 50g zapłacicie ok. 6 zł
Dostępność
kaolinit, dużo żelaza dzięki któremu zawdzięcza swój kolor, glin, miedź, kwarc, krzem, glin, magnez, sód, potas i inne mikroelementy i sole mineralne.
Rzeczy potrzebne do rozrobienia proszku:
-miseczka
-łyżeczka ( Najzwyklejsza jaką słodzicie herbatę. Ostatnio oglądałam filmik Czarszki na ten temat i powiedziała, że jej chłopaka tak to zaintrygowało aż w końcu zapytał swojego wykładowcy. Profesor stwierdził, że łyżeczka nie mogłaby reagować nawet z psem a co dopiero z glinką kosmetyczną.)
- spartańska metoda czyli własne dłonie do nałożenia maski
Składniki:
- glinka
- pompka peelingu enzymatycznego z Phenome *
- odrobina herbaty ziołowej **
Dodatkowo:
- butelka z atomizerem z płynem do psiukania aby zapobiec wyschnięciu glinki na twarzy( w moim przypadku była to ta sama herbata ziołowa)
* Nie musi to być koniecznie ten produkt. Właśnie najfajniejsze w maseczkach glinkowych, że możecie dodawać najróżniejsze rzeczy według waszych potrzeb. W moim przypadku połączenie tego peelingu z glinką sprawdziło się o wiele lepiej niż oba te produkty solo także zamiast 15 min na peeling a potem 15 min na maskę robię tzw. 2w1. Dzięki temu moim zdaniem działanie jest o wiele lepsze pod względem złuszczania i oczyszczania. Po prostu ten produkt akurat jest teraz w mojej pielęgnacji, wiec postanowiłam go w ten sposób wykorzystać.
** Jako bazę wodną można dodać różne rzeczy (tonik, hydrolat, wodę termalną) ale mi szkoda jest toniku. Pomyślałam, więc o herbatach ziołowych, które piję praktycznie codziennie ( bratek, krwawnik, melisa, rumianek). Zauważyłam, że lepiej się sprawuje niż gotowana woda bo maska wolniej zasycha niż w przypadku zwykłej wody. Jednakże są to tylko moje obserwacje.
*** Glinki i herbaty dodaję na oko. Jedynie dawka peelingu jest stała.
Właściwości i zastosowanie:
Glinka żółta znajduje zastosowanie przede wszystkim w pielęgnacji cery tłustej, mieszanej i trądzikowej. Posiada cechy charakteryzujące glinkę różową i zieloną - odłuszcza, matuje i oczyszcza. Działa przeciwzapalne, przyśpiesza gojenie skóry, remineralizuje ją i oczyszcza z toksyn.
Wstęp:
Otóż na początku lipca moja skóra znacznie pogorszyła się. Pojawiły się na mojej brodzie podskórne grudki. Nie, to nie były pryszcze ani wulkany, które znałam aż za dobrze tylko grudki. Coś podobnego miałam w okolicy uszu i między brwiami. Zaczęłam, więc stosować taką kombinację o jakiej wspomniałam wam na górze 3-4 razy w tygodniu jako kurację. Grudki stopniowo przemieniały się w tradycyjne pryszcze co według mnie było dobrym objawem bo skóra się oczyszczała. Po powrocie z wakacji coś we mnie wstąpiło i postanowiłam również zacząć działać od środka po zerknięciu na tzw. mapę pryszczy. Z niej wynikało, że moje hormony szaleją(broda). Na to średnio mogłam poradzić, ale już z odwodnieniem i korektą diety(brak słodyczy i śmieciowego jedzenia z KFC) mogłam spróbować. Wybrałam się też do dentysty bo pojawiło mi się kilka pryszczy na szyi a to według tej mapy oznaczało, że organizm walczy z chorobą a mnie ostatnio pobolewał ząb. Niby ten mój eksperyment trwa dopiero 2 tygodnie, ale zdecydowanie widzę poprawę i wszystko ładnie się goi oraz nic więcej ostatnio mi nie wyskoczyło. Wiem jak to teraz głupio brzmi z tą mapą pryszczy ale stwierdziłam, że spróbuje bo w końcu co mi szkodzi więcej pić, zmienić dietę i wybrać się do lekarza skoro i tak musiałabym to prędzej czy później zrobić. Jak wpiszecie w google mapa pryszczy to powinno wam wyskoczyć bez problemu.
*Zaznaczam jednak, że to nie jest jakaś odkrywcza metoda, która każdemu pomoże i pryszcze odejdą jak z bicza strzelił. Bardziej wskazała mi drogę co mogę poprawić i w jakim kierunku pójść. Także proszę raczej to traktować z dystansem.
*Zaznaczam jednak, że to nie jest jakaś odkrywcza metoda, która każdemu pomoże i pryszcze odejdą jak z bicza strzelił. Bardziej wskazała mi drogę co mogę poprawić i w jakim kierunku pójść. Także proszę raczej to traktować z dystansem.
Czas trzymania:
20-30 minut co jakiś czas zwilżam twarz aby glinka całkowicie nie wyschła bo wtedy traci swoje właściwości i tylko wysusza twarz.
Jak działa na mnie ta glinka?
Tak jak wspomniałam wcześniej przed wyjazdem część tych podskórnych grudek zaczęła mi wychodzić także uznałam to za dobry znak bo skóra się oczyszczała. Dodatkowo podobnie jak większość glinek ma działanie odtłuszczające i matujące. Zauważyłam również, że te pryszcze które już wyszły o wiele szybciej się goiły. Pory były zwężone i oczyszczone. Czy oczyszcza z toksyn? Jakoś w tę obietnicę nie chcę mi się wierzyć bo toksyny kojarzą mi się jednak z wewnętrzną częścią organizmu. Skóra odzwierciedla tylko stan w jakim jest nasz organizm. Moja skóra tuż po zmyciu glinki jest miękka oraz gładka. Występuje również lekkie zaczerwienienie ale jest to minimalne po dodaniu herbaty z rumianku (ma działanie łagodzące). Po takiej masce najczęściej nakładam tonik z Phenome, olej jojoba a na to krem z Phenome. Nie jest to pewnie wielkim odkryciem ale wtedy moja skóra chłonie te składniki jak gąbka.
Polecam raczej zakładać baaardzo stare, znoszone ubrania w trakcie obcowania z maseczką bo w trakcie zmywania możecie załatwić sobie ubranie a niestety potem ciężko jest doprać zabrudzone rzeczy przez glinkę. Nie odbarwia twarzy na żółto jakby ktoś się o to bał.
Podsumowując bardzo polecam glinkę żółtą, ale jednocześnie chciałam wam nakreślić co ostatnio się zmieniło i co jeszcze mogło wpłynąć na to, że stan mojej skóry znacznie się poprawił. Jednakże maseczka z glinki była dla mnie dobrą kuracją, która wyciągała te grudki, które siedziały pod skórą i szybciej dzięki niej się goiły. Do tego zwęża pory oraz je oczyszcza.
fajnie żeś opisała glinkę :D ja też już nie wyobrażam sobie powrotu do zwykłych drogeryjnych maseczek.Oczyszczanie w przypadku jest o niebo lepsze. Ja nakładam je podczas kąpieli, najwygodniej mi i nic się nie paćka:)
OdpowiedzUsuńMam już swoją koszulkę do paćkania ;)W sumie to chyba najtrudniejsza recenzja bo jednak to nie jest typowy kosmetyk tylko półprodukt i zastanawiałam się jak ugryźć ten temat.
UsuńBardzo lubię glinki, są max skuteczne.
OdpowiedzUsuńZgodzę się z tym.
Usuńglinki to świetna sprawa :)
OdpowiedzUsuńoj tak.
Usuńkiedyś spróbuję :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinki :D
OdpowiedzUsuńmapa pryszczy? pierwsze słysze --> muszę się doedukować
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawe chociaż nie brałabym tego jako taką wyrocznię. Bardziej skłoniło mnie to eksperymentu co się stanie jak zacznę więcej spożywać płynów i zmienię trochę swój sposób odżywiania.
Usuńprzeczytałam uważnie i stwierdzam,że mam ochotę na zakup tejże glinki:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię glinki :D
OdpowiedzUsuńjeszcze nigdy nie używałam żadnej glinki
OdpowiedzUsuńW takim razie spróbuj kiedyś.
UsuńLubię glinki ale używam tylko gotowych produktów i podziwiam za robienie takich cudaczków:)
OdpowiedzUsuńPodziwiałabym bardziej dziewczyny, które robią np. kremy, sera i inne takie cuda według różnych receptur :)
UsuńŻółtej nie miałam, zawsze katowałam zielone. Białych nie lubię, używałam dwóch i w ogóle, ale to w ogóle nie widziałam rezultatów. A tutaj proszę, żółta. Zainteresuję się.
OdpowiedzUsuńDzięki!
O żółtej dowiedziałam się oglądając filmik o produktach z starej mydlarni i mnie zaintrygowała :P
Usuńnie próbowałam innych oprócz zielonej z prostego względu, że nei miałam takiej potrzeby. jednakże jak zielona nie da rady kiedyś to wiem, że żółta będzie 'way to go'
OdpowiedzUsuńOj ja lubię eksperymentować z glinkami także pewnie będę je stosować na zmianę ;)
Usuńdla mnie hitem jest zielona:)
OdpowiedzUsuńmiałam gotową i potwierdzam, że dobra jest.
UsuńNigdy nawet nie zastanawiałam się nad używaniem glinek, ale z tego co piszesz wynika, że mają świetne działanie. Zaciekawiła mnie też mapa paskudztw, nie przypuszczałam, że konkretne miejsce pojawiania się wyprysków może mieć związek np. z chorobą zębów. Ciekawe, bardzo ciekawe :)
OdpowiedzUsuńTak, mają świetne działanie tylko ty chyba masz skórę naczynkową, więc poleciłabym Tobie czerwoną lub białą bo są delikatniejsze. Przyznaję, że ten mój wysyp był niezłym eksperymentem jeśli chodzi o tę metodę z mapą. Wiadomo, że nie można brać jej jakoś bardzo poważnie a raczej jako wskazówki, że może coś niedobrego dzieje się z organizmem.
UsuńNie miałam jeszcze żadnej glinki, aż wstyd się przyznać.. ;P
OdpowiedzUsuńPóki co najbardziej interesuje mnie czerwona.
W takim razie spróbuj koniecznie :P Podobno do włosów je jeszcze można stosować ale na sobie nie próbowałam.
Usuńbardzo ciekawy produkt!super :)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńBardzo ciekawie opisałaś tę glinkę.
OdpowiedzUsuńŻółtej jeszcze nie miałam, ale namiętnie używam czarnej, około 2 razy w tygodniu.
Bardzo lubię to, jak fajnie oczyszcza skórę i przygotowuje na działanie kremów i olejków. Tak jak pisałaś i u mnie potem skóra wpija wszystko jak gąbka :)
O mapie pryszczy słyszałam i u mnie też się zgadza lokalizacja z opisem choroby
Właśnie miałam problem jak ugryźć temat półproduktu. Dopiero zaczynam swoją przygodę z glinkami także pewnie pojawią się takie posty w moim przypadku nie raz i nie dwa tylko pewnie dodatki się będą zmieniać bo dodaje to co mam obecnie w domu :)
UsuńO widzisz czyli nie tylko u mnie się z tym pokrywało.
Żółtej jeszcze nie używałam, ale uważam, że glinki są świetne. Cudnie oczyszczają i zwężają pory, a także przyspieszają gojenie się niedoskonałości. Ostatnio jednak częściej sięgam po algi, które są dla mnie przyjemniejsze w użytkowaniu :)
OdpowiedzUsuńAlg jeszcze nie miałam.
UsuńKurczę, pomysł z herbatą jest niezły. Ja zwykle mieszam z różanym płynem do twarzy, ale zasycha w ekspresowym tempie :/ spróbuję z herbatką. Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńJa po prostu użyłam tego co akurat było pod ręką a zawsze jest to filiżanka herbaty :)
UsuńCzarszka wymiotła :D Uwielbiam jej teksty (choć to pewnie cytat z "Profesora" ;) ).
OdpowiedzUsuńChciałam o tym wspomnieć bo krąży ten mit o łyżeczkach w sieci ;)
UsuńDziękuję za ten wpis, na pewno będzie dla mnie inspiracją (zwłaszcza w kwestii mieszania poszczególnych składników).
OdpowiedzUsuńJak na razie, w materii półproduktów, jedynym moim doświadczeniem jest glinka Ghassoul, z której działania jestem niesamowicie zadowolona.
Jeśli zaś chodzi o maseczki z JMO i Phenome, to obydwie przypadły mi do gustu, bo dobrze oczyszczały i obie chętnie kupię ponownie. Dodatkowe składniki, które się w nich znajdują na pewno robią swoje. Nawet ta z Phenome, która oparta jest na delikatniejszej, białej glince oczyszcza lepiej, niż np.inna z Eisenerga z glinką zieloną (chociaż ją też polubiłam).
Ponadto, jeśli lubisz peelingi mechaniczne, mogę polecić Ci Exfoliating Facial Paste, Phenome, z białą glinką - cudowny jest :)
Ależ proszę bardzo ;D
UsuńGhassul też mam chyba w swojej szafeczce bo zamawiałam zieloną, żółtą i jeszcze właśnie jedną na G ;P
Powiem ci, że czasami stosowanie takich właśnie gotowych maseczek może zainspirować aby coś z tego dodać do swojej papki. Ja akurat korzystam z tego co obecnie mam w domu bo nie widzę sensu jak na razie kupować czegoś nowego chociaż mam ochotę na olejki eteryczne jak rozmarynowy, lawendowy itd.
Nie przepadam właśnie za peelingami mechanicznymi. Wolę właśnie delikatniejsze enzymatyczne w połączeniu z glinką.
Na olejki eteryczne to ja też mam chęć - chociaż z nimi ponoć ostrożnie trzeba się obchodzić :)
OdpowiedzUsuńCo do peelingu - eee tam, powędruj do Phenome i weź sobie próbkę. Wtedy pogadamy :D
DO glinek podchodzę z niewiadomych przyczyn z rezerwą i nieufnością - mam czerwoną z ZSK i z Organique - i mam i mam - i nie mam odwagi się nimi zaprzyaźnić:)
OdpowiedzUsuńJa przepadam za zieloną glinką!
OdpowiedzUsuń